Start jest już w nowym miejscu. Kabel z prądem też jest już podciągnięty. To miejsce będzie już do końca lata.
fot. Hormon
Dziki  w wylocie razem ze mną , a Szura chyba zamierza dzwonić z powietrza

       :)

fot. Hormon
Stoję z innymi na linii startu.
fot. Hormon
Arek coś na klaruje...
fot. Hormon
Wreszcie omówienie zadań.
fot. Hormon
Za chwilę pomaszerujemy do samolotu.
fot. Bravos
Szura i ktoś tam jeszcze...
fot. Hormon
Próbował wcelować w środek.
Kadra instruktorska ma oko na wszystko.
fot. Bravos
A tam w górze Dziki z Bananem trenują.
fot. Bravos
Dziki opowiadał, że to wspaniałe uczucie opadać w towarzystwie.
fot. Bravos
Kiedy ja będę opadał tak stabilnie.
fot. Bravos
1000m i już czas na otwarcie.
Szef przy telemetrze i nic się nie ukryje - każdy kwargiel i inne wygibasy będą omawiane po skoku.
Zwierzu wylądował najbliżej koła - mimo, że tego dnia (04-05) wiało.
fot. Hormon
Ale musiał ostro walczyć po wylądowaniu.
Przez ten długi weekend sporo było skoków, ja jednak, nie poskakałem sobie tyle co zaplanowałem.
Może wolniej będę się szkolił niż inni, ale najważniejsze dla mnie aby skakać.
"Drzewko" zauważył już w samolocie naderwanie zamka wyczepnego w mojej uprzęży - wybawił mnie prawdopodobnie z niezłej opresji - ma u mnie piwo.
Przy takim wietrze Marsy nie skakały.
A Banan na swojej Ninji wylądował z krótszym dolotem.
A potem przyprowadził swój spadochron do startu.
fot. Hormon
Po prawej stronie widać jak robię poprzednie zdjęcie.
Mówi, że do jego wagi powinien mieć jeszcze mniejszy spadochron - czy to możliwe ?
Jakoś tak smętnie mi się zrobiło na lotnisku...

:(

Planowałem ostro poskakać w długi weekend, miałem nadzieję, że posunę do przodu swoje szkolenie. W niedzielę 28 kwietnia wszystko szło dobrze, ale pierwszy skok w poniedziałek okazał się feralny. Skwargliło mnie, a po otwarciu zderzyłem się ze Skibolem, który wyskakiwał przede mną. Wyszło z tego coś na wzór "kanapy", oba spadochrony były napełnione. Ponieważ on był zaplątany w moje linki, więc ja musiałem się wypiąć. Doszedłem do wniosku, że lądowanie w tej konfiguracji w terenie przygodnym niesie zbyt duże ryzyko. Po południu miałem stłuczkę i we wtorek zamiast skakać, załatwiałem sprawy związane z naprawą samochodu. W środę skoczyłem raz, ponieważ za drugim tylko się przeleciałem, bo w samolocie zauważono, że mam naderwaną uprząż. W czwartek skakałem, a w piątek miałem jechać do Włocławka na Red Bull Antigrawity, ale brak samochodu z klimą spowodował, że poświęciłem ten dzień rodzince. W sobotę nie udało mi się dopchać do spadochronów, tylu było chętnych. Cały dzień przesiedziałem na lotnisku czekając na wolny spadochron. Niedzielę zwyczajowo poświęciłem rodzince. A miałem nadzieję, że w długi weekend uda mi się przesiąść na Para-Foila...