Pod koniec lata szef pozwolił mi skakać z 3000m. Byłem akurat na etapie szlifowania obrotów. Salta chciałem zostawić sobie na przyszły sezon. Jednak czas swobodnego opadania z 3 kilometrów dochodzi do 45 sekund. Przez tak długi czas zanudziłbym się tymi obrotami. Postanowiłem nie zmarnować takiego wysokiego skoku i spróbować salto. Nawet udało mi się - trochę nieporadnie, ale udało się. Ten skok z 3000 metrów odblokował mnie, przestałem panicznie bać się kwargli. W następnym skoku trochę przedobrzyłem i zabrało mnie, więc wyszły niechcący dwa salta. Przy kolejnym skoku postanowiłem, że jak wyjdzie mi salto w tył, to zaraz za nim zrobię salto w przód - udało się i miałem duży zapas wysokości. Potem zacząłem trenować całą wiązankę do licencji. W tej chwili mam już dwa skoki do licencji, lecz oba niezaliczone, ale nic to - pomału i z tym się uporam.